artykuł

4 min.

Clever – szkoła językowa w nowoczesnym świecie

ostatnia aktualizacja:

Szkoła Języków Obcych Clever jest domem edukacyjnym dla setek uczniów, od maluchów aż po seniorów. Prężnie rozwija się pod okiem Michała Wesołowskiego, z którym rozmawiamy o kulisach prowadzenia takiego biznesu.

Jakie usługi macie w ofercie?

Oferujemy naukę języków obcych dla całej rodziny: dzieci, nawet dla dwu- i trzylatków, uczniów szkół podstawowych, młodzieży, dorosłych i seniorów. Prowadzimy dwie placówki: w Łodzi i Konstantynowie Łódzkim. W naszej szkole dominuje język angielski. To 90% kursów. W dzisiejszych czasach znajomość angielskiego na poziomie minimum B2 powinna być obowiązkowym elementem każdego CV.

 

Czyli to jest standard, niezbędnik każdego kandydata?

Dokładnie, biegła znajomość angielskiego to podstawa. Kiedyś była to dodatkowa wartość, teraz brak znajomości drugiego języka obcego to deficyt. Obecnie hiszpański zyskuje na znaczeniu i jest drugi pod względem popularności w naszej szkole. Niemiecki spadł na trzecie miejsce. Uczymy także francuskiego oraz polskiego dla obcokrajowców. Jeśli chodzi o ten ostatni, nie specjalizujemy się w tej dziedzinie, ale mamy w tym obszarze doświadczenie. Uczyliśmy między innymi piłkarzy z jednego z łódzkich klubów sportowych.

 

Oferujecie kursy grupowe i indywidualne?

Specjalizujemy się przede wszystkim w kursach dla grup do 10 osób, które prowadzimy w obu placówkach. Najczęściej rodzice zapisują na takie kursy swoje dzieci. Często sami także chcą się uczyć.
Z moich obserwacji wynika, że głównie kobiety dostrzegają taką potrzebę. Nasze kursy są różnorodne, od poziomów początkujących do średnio zaawansowanych, które pomagają podwyższyć pozycję zawodową lub zmienić pracę.

 

Czy Twoje wykształcenie pomaga Ci w prowadzeniu firmy?

Nie jestem filologiem. Naszą szkołę założyły inne osoby. Ja przejąłem firmę i zająłem się jej rozwojem. Jestem absolwentem Uniwersytetu Łódzkiego, Wydziału Zarządzania i Marketingu. Czasem zdarza mi się zastępować lektorów. Mam odpowiednie przygotowanie, wystarczająco dobrze znam angielski i mam certyfikację metody dydaktycznej dla dzieci. Obecnie rzadko to robię, ponieważ wiele innych zadań wymaga mojej uwagi, zwłaszcza w obszarach organizacyjnych i marketingowych. To zajmuje dużo czasu.

 

Wspomniałeś, że to nie ty założyłeś firmę. Jak to się stało, że nią zarządzasz?

To przedsięwzięcie początkowo było rodzinną inicjatywą, ale doszło do pewnego rodzaju wymiany ról. Kiedyś to ja koncentrowałem się na pracy w handlu, a moja była partnerka była nauczycielką i zarządzała szkołą. Przez całe życie pracowałem na etacie, a teraz prowadzę własną działalność, natomiast była żona zdecydowała się przejść na etat. W pewnym momencie zrozumiałem, że sprzedaż nie jest moją domeną, że to nie odpowiada moim zainteresowaniom. Aktualnie zarządzam szkołą, odpowiadam za obsługę klienta i wsparcie. Ta firma jest dla mnie czymś w rodzaju czwartego dziecka - dbam o nią, troszczę się i to przynosi zadowalające rezultaty.

 

Czy miałeś jakieś obawy przed przejęciem tej firmy?

Nie, ponieważ wszystko potoczyło się gładko i naturalnie. Na samym początku firma działała na mniejszą skalę, nieco inaczej. Ja byłem wówczas wsparciem i zawsze byłem na bieżąco z tym, co się działo. Gdy przestałem pracować na etacie, pomyślałem sobie: „Po co mam szukać zatrudnienia u kogoś innego?”. Zdecydowałem się wziąć sprawy we własne ręce i tak skutecznie zająłem się biznesem, że teraz prowadzę go na swój rachunek.

 

Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem, wyzwaniem w prowadzeniu firmy?

Ilość pracy, zwłaszcza przy zmianie z etatu na własną działalność. Na etacie pracowałem do szesnastej czy siedemnastej i teoretycznie potem mogłem założyć płaszcz i wrócić do domu. Teraz pracy jest dużo, bez względu na porę. Pojawia się nagły telefon czy nieoczekiwany problem. Musiałem wprowadzić pewne ograniczenia, na przykład postanowiłem, że po 19.00 kończę pracę na dany dzień.

Prowadzenie firmy można porównać do pracy na działce czy w ogrodzie, gdzie zawsze trzeba coś zrobić. Podchodzę do tego zajęcia z wielką pasją, więc muszę się hamować, by nie pracować bez przerwy. A odpowiedzialność, zwłaszcza za finanse i planowanie, jest ogromna. Opiekujemy się około 250 uczniami i ponad 20 lektorami, co powoduje, że pracy jest naprawdę dużo. Na szczęście współpracujemy i działamy razem.

 

Jak zdobywacie nowych klientów? Czy opieracie się głównie na poleceniach, czy prowadzicie też jakieś działania reklamowe?

Oczywiście prowadzimy działania reklamowe. Dzisiaj każdy z nas szuka czegoś w internecie. Dlatego ponad dwa lata temu rozpocząłem współpracę ze specjalistą od marketingu, który zajmuje się naszymi kampaniami. Dzięki niemu, gdy ktoś szuka takich usług, może nas łatwo znaleźć na pierwszej stronie wyników w Google.

Do tego dochodzi marketing szeptany – polecenia. Nasza szkoła istnieje od 2008 roku, więc mamy już dzieci naszych byłych uczniów. Ponadto, pozytywne opinie w sieci mają duże znaczenie, ponieważ zwiększają naszą wiarygodność.

 

Jak poznajesz, czego oczekują klienci?

Na samym początku staram się zrozumieć potrzeby danej osoby oraz określić językowy cel, do którego dąży. Interesuje mnie, czy pragnie po prostu płynniej mówić, czy też jej ambicją jest odświeżenie i poprawienie gramatyki. Otrzymujemy też pytania od osób, które chcą zdobyć certyfikat językowy, co powoduje wybór innej metody nauki. To jak z kursem na prawo jazdy, gdzie poza umiejętnością samej jazdy, trzeba się przygotować do specyfiki egzaminu. Przy certyfikatach językowych sytuacja jest analogiczna.


mBank S.A. nie ponosi odpowiedzialności za stosowanie w praktyce informacji objętych powyższym materiałem. Materiał niniejszy ma charakter informacyjno – marketingowy i nie stanowi porady prawnej ani podatkowej.


wyniki wyszukiwania