artykuł

8 min.

Kubota - nowe życie kultowej marki

ostatnia aktualizacja:

Piotr Kwiatkowski jest jednym ze współzałożycieli reaktywowanej marki Kubota i prezesem spółki, która przywróciła na rynek popularne niegdyś klapki. W firmie zajmuje się produktem oraz sprzedażą stacjonarną i B2B. Opowiedział nam skąd pomysł na powrót do produktów Kubota, w jaki sposób nawiązał współpracę z właścicielem znaku towarowego, oraz jakie produkty pod znanym logo wkrótce pojawią się na rynku.

Z artykułu dowiesz się:

  • dlaczego lepiej było rozwijać sprzedaż pod marką Kubota niż tworzyć od podstaw własny brand?

  • ilu osób potrzeba, by rozwinąć prężny biznes w branży e-commerce?

  • jakie trudności trzeba pokonać, sprowadzając na masową skalę towary z Chin.

Marka Kubota jest znana od ponad 25 lat. Założyli ją Wiesław z Dorotą, będący teraz udziałowcami w nowej spółce, która przywróciła na rynek produkty pod znanym szyldem.
Pierwsza dostawa klapków Kubota odbyła się koleją transsyberyjską. W latach dziewięćdziesiątych sprzedawało się ich kilka milionów par rocznie. Sprowadzane były całymi kontenerami, a w hali pod Toruniem odbywał się przeładunek i stamtąd sprzedawane były na Polskę, Czechy, Słowację, Litwę, Łotwę i Estonię. Po 2000 roku popularność Kubotów drastycznie spadła, a sprzedaż zmniejszyła się do 30-60 tys. par rocznie. Był to okres, gdy w Polsce królowały marki z Zachodu, a Kuboty przestały być obiektem pożądania.
Kilka lat temu wpadliśmy na pomysł reaktywacji. Myśleliśmy o własnej firmie skupiającej się na klapkach i początkowo zastanawialiśmy się czy, nie zrobić tego pod zupełnie nową marką. Jednak po opracowaniu biznesplanu okazało się, że aby rozruszać nową markę na rynku, potrzebny byłby spory budżet, którego nie posiadaliśmy.
Pomyśleliśmy o Kubocie, odezwaliśmy się do osób, które posiadały prawo do znaku towarowego i okazało się, że reaktywacja jest jak najbardziej realna. Stworzyliśmy nową strategię marketingową i po kilku miesiącach założyliśmy spółkę z Wiesławem oraz Dorotą, niejako na nowo tworząc kultową markę.
Przez pierwsze półtora roku firmę tworzyli tylko współzałożyciele. Teraz każdy z nas buduje działy we własnym zakresie, bardziej zajmując się zarządzaniem niż działaniami operacyjnymi.


Jak długo rodził się pomysł, by wejść w biznes w branży fashion?
Naszym pierwotnym pomysłem były klapki z wymiennymi paskami. Chcieliśmy stworzyć produkt, którego nie ma jeszcze na rynku. Prototypy nie wyszły jednak tak, jak zakładaliśmy. Pozostaliśmy jednak przy pomyśle stworzenia firmy, która stawia na klapki. Wystartowaliśmy pod szyldem Kubota, co bardzo nam pomogło.


Wcześniej każdy z was zajmował się swoim działem, ale teraz budujecie zespoły?
Zaczynaliśmy od 4 osób w firmie i wszystko robiliśmy sami lub outsourcingowaliśmy – m.in. korzystaliśmy z usług agencji marketingowej oraz zewnętrznej firmy logistycznej. Teraz mamy już własne biuro i magazyn oraz zatrudniamy pracowników, którzy wewnętrznie wykonują większość działań z zakresu tworzenia produktu, marketingu, sprzedaży i logistyki.


Jak reaktywować markę?
Nikt z nas nie miał doświadczenia w dziedzinie, którą zaczął zajmować się w Kubocie. Nie mam żadnego ogólnego przepisu – tylko ciężka praca.
Marka Kubota jest bardzo znana wśród osób powyżej trzydziestki. Na sam początek wypuściliśmy linię klapków Premium, która miała trafiać do ludzi, którzy nie oczekują tylko niskiej ceny, ale potrzebują dobrej jakości i doceniają, że produkt jest produkowany w Polsce.

Później klienci sami zaczęli domagać się kultowych klapków z rzepem, które pamiętali sprzed lat. Wtedy Wiesław pokazał nam, jak importować produkty z Chin, co kompletnie zmieniło model biznesowy. Pierwszy sprowadzony kontener zawierał 6 tys. par klapków na rzep, które sprzedały się w 3 tygodnie. Na początku nie wiedzieliśmy, ile zamawiać, stąd tak niewielkie liczby. W tym roku zamawialiśmy już kilka kontenerów klapków, odzieży i akcesoriów. Łącznie na ten moment posiadamy ok. 2500 SKU i budujemy wizerunek marki już nie tylko jako tej sprzedającej klapki, ale marki odzieżowo-obuwniczej.


Czy współpracujecie z jakąś agencją marketingową?
Próbowaliśmy z różnymi agencjami – tanimi i najdroższymi, ale nigdy nie byliśmy zadowoleni z efektów. Ostatecznie stwierdziliśmy, że marketing musimy robić sami i był to pierwszy dział, który zaczęliśmy budować. Współpracujemy za to z freelancerami, którzy są odpowiedzialni za tworzenie grafik oraz płatne kampanie. Wszystkie osoby do współpracy pozyskujemy sami. Czujemy tę markę i wiemy, gdzie chcemy, żeby była za rok, czy za 3 lata.
Nawiązaliśmy współpracę ze znanymi influencerami, co nie udało się za pośrednictwem agencji. Co ciekawe, przez pierwsze 3 lata rozliczaliśmy się z nimi wyłącznie na zasadach barteru.


Na co zwracaliście uwagę, wybierając dostawcę sklepu internetowego?
Nasz pierwszy sklep był stawiany na Shoplo. W momencie, gdy zamówień zrobiło się kilkadziesiąt dziennie, musieliśmy zrobić własny sklep na Magento, ale on nadal przez ograniczone środki na development nie spełniał naszych oczekiwań. Obecnie, dzięki udanej ofercie publicznej akcji, mamy środki na stworzenie sklepu internetowego spełniającego nasze wymagania. W żartach nazywamy go Kubotą 2.0, będzie to tak duży skok w szybkości oraz jakości interfejsów użytkownika.


Czy od samego początku mieliście specjalistę do tematów związanych z reklamą?
Asia, która jest wspólniczką i szefową e-commerce początkowo sama ustawiała reklamy. W tym momencie korzystamy z usług freelancerów, których nadzoruje Piotr, e-Commerce Manager, prawa ręka Asi.


Jaka jest misja waszej marki?
Jeśli chodzi o wspieranie wizerunku jako marki różnych inicjatyw społecznych, to wypowiadamy się w każdym temacie zgodnie z naszymi poglądami, nie chcemy ich ukrywać. Działamy w real time marketingu i dzięki temu szybko reagujemy na tematy, które w danym momencie są na czasie. Współpracujemy z wieloma fundacjami, stowarzyszeniami, domami pomocy lub opieki i staramy się wspierać ich wszelkie działania.
Jeśli chodzi o produkt i jego oddziaływanie na środowisko, to będziemy wprowadzać ekologiczne klapki – biodegradowalne lub poddające się recyklingowi. Odchodzimy też od bawełny na rzecz biobawełny. W Chinach już staramy się nawiązywać współpracę z producentami, którzy używają materiałów z recyklingu lub nadającymi się do przetworzenia, aby w ciągu kilku lat mieć w ofercie tylko takie produkty.


Czy trudno było przekonać założycieli marki do wspólnego biznesu?
Pierwszą rozmowę odbyliśmy nie z samym Wiesławem, ale z jego bratem, który mieszka w Chinach i ma inne podejście do biznesu. Długo rozmawialiśmy o naszym życiu i o jego rodzinie w Chinach, a o biznesie dosłownie chwilę, na sam koniec. Po rozmowie nie wiedzieliśmy nawet, co udało nam się ustalić. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że brat Wiesława prowadził negocjacje w typowo „chińskim stylu”, ciężkim do zrozumienia dla nas Europejczyków.
Drugie spotkanie mieliśmy już Wiesławem. Dogadaliśmy szczegóły i na okres kilku lat podpisaliśmy umowę licencyjną na korzystanie ze znaku towarowego. Po roku, Wiesław i Dorota Michalscy, zaproponowali nam założenie wspólnej spółki, która miała stać się jedynym właścicielem znaku towarowego. Zgodziliśmy się i od tej pory, na bardzo partnerskich zasadach, ucząc się od siebie wielu rzeczy, z powodzeniem prowadzimy wielopokoleniowy biznes.


Jak w praktyce wyglądało to, że korzystaliście ze znaku towarowego?
Mogliśmy się nim posługiwać tak, jak byśmy byli właścicielem znaku towarowego. Rozwinęliśmy marketing, ale nie mieliśmy możliwości wykupienia znaku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy sprawę uregulować i dalej działaliśmy już wspólnie.


Czy często bywaliście w Chinach?
Chciałbym co kwartał latać do Chin, niestety teraz nie ma takiej możliwości. Wolałbym wsiąść w samolot i 16 godzin lecieć, niż 2 tygodnie czekać na przesyłkę z samplami. Obecnie siedzę jak na szpilkach i tylko czekam na możliwość, kiedy będę mógł polecieć do Chin. Trudno jest czasem pewne rzeczy zrobić zdalnie - dokumenty nie są kompatybilne, nie ma u nich Gmaila, różnica czasu utrudnia rozmowę na komunikatorach.


Czy sami prowadzicie swoją księgowość?
Sami szykujemy wszystkie dokumenty, ale przekazujemy je do zewnętrznej księgowej.
Księgową zmienialiśmy już kilkukrotnie. Obecnie mamy osobę z polecenia, która terminowo wywiązuje się ze swoich obowiązków, ale wcześniej stanowiło to duży problem. Wszystkie dokumenty przekazujemy zdalnie.


Jak wybieraliście konto bankowe, jak wyglądał proces założenia rachunku i co było dla was najważniejsze?


Koszty prowadzenia rachunku były dla nas najistotniejsze. Na drugim miejscu była łatwość korzystania z rachunku – aplikacja mobilna, strona internetowa, w jaki sposób można się kontaktować z bankiem. Rachunek otwieraliśmy w placówce, natomiast konto obsługujemy za pośrednictwem serwisu internetowego.


Co według Ciebie jest kluczowe na start biznesu internetowego? Jak bank może w tym pomóc?
Możliwość nawet drobnego finansowania byłaby ogromnym wsparciem dla początkujących firm. Mieliśmy taki moment, że otrzymanie kredytu było dla nas kluczowe i decydowało o powodzeniu całego projektu reaktywacji. Zniesienie opłat za prowadzenie konta oraz szybkie otwieranie kont w zagranicznej walucie też na pewno są mile widziane przez przedsiębiorców, ale oczywiście banki muszą na czymś zarabiać, rozumiemy to.


Co jest kluczowe, jeśli chodzi o wymianę walut?
Jeżeli mamy większy przelew, to korzystamy z dealera walutowego, z którym możemy porozmawiać o kosztach przelewu i kursie waluty. Jeśli są to drobniejsze przelewy, to wykonujemy je sami. Po rozpoczęciu współpracy z mBankiem, realizujemy je za pomocą rachunku bankowego, bo dostaliśmy atrakcyjne stawki. Jednak najważniejsze jest by mieć kontrolę nad kosztami, wiedzieć jaki zasoby w walucie obcej firma potrzebuje w dłuższej perspektywie, żeby mieć czas na zaplanowanie transakcji po korzystnych kursach.


Jak wygląda sytuacja firmy w pandemii?
Rośniemy. Po wybuchu pandemii mieliśmy rekordy sprzedaży, bo były momenty, że cały handel przeniósł się do internetu.
Nasz pierwszy sklep stacjonarny otworzyliśmy właśnie w okresie pandemii, bo skorzystaliśmy ze spadku stawek w centrach handlowych oraz zdecydowanie lepszych warunków wypowiedzenia.
Ponadto znacznie rozszerzyliśmy dystrybucję hurtową. Mamy około 40 punktów afilianckich w miejscowościach nadmorskich, do których sprzedajemy nasze produkty w okresie letnim. Pozwoliło to na zwiększenie przychodów i przyczyniło się do jeszcze większej rozpoznawalności marki.


Jakie macie plany, gdzie chcecie być za kilka lat?
Chcemy dynamicznie rosnąć na przychodach i sukcesywnie zwiększać marżowość. Prawdopodobnie w 1 kwartale 2022 r. wejdziemy na NewConnect. To wielkie kroki dla spółki.
Jeżeli chodzi o rozwój to przyszłość upatrujemy w sprzedaży e-Commerce oraz bardzo udanej współpracy z siecią dyskontów, jak i naszymi afiliantami.
Uważamy, że dział personalizacji będzie osobną gałęzią naszej firmy – jesteśmy pierwszą firmą w Europie personalizującą klapki. Kolejnym ważnym krokiem jest sprzedaż zagraniczna, czyli Amazon i rozwój sprzedaży na rynkach zagranicznych za pośrednictwem naszego sklepu internetowego.
Ponadto chcemy spokojnie, sukcesywnie rozwijać naszą gamę asortymentową, w tym odzież – planujemy dwie premiery na wiosnę i jesień.


Co przyniosło ci najwięcej satysfakcji?
Podpisanie umowy z Wiesławem, rozpoczęcie współpracy z Biedronką oraz udana oferta publiczna akcji. W naszą firmę oraz wizję rozwoju uwierzyło prawie 180 akcjonariuszy, to bardzo budujące.


Czego wam życzyć?
Więcej czasu, bo dzień jest dla nas za krótki.


mBank S.A. nie ponosi odpowiedzialności za stosowanie w praktyce informacji objętych powyższym materiałem. Materiał niniejszy ma charakter informacyjno – marketingowy i nie stanowi porady prawnej ani podatkowej.


wyniki wyszukiwania